Artykuł z Tygodnika Stolica z roku 1968 poświęcony Ulicy Mławskiej - ulicy, która nigdy nie została odbudowana. Mławska "zawdzięcza" swoje powstanie ulicy Franciszkańskiej.
Szukam w Warszawie ulicy, która zniknęła nagle tak z planu miasta, jak i z urzędowego magistrackiego spisu. Szukam ulicy, która miała swe uczciwe imię, a wraz z nim i prawo do życia.
Szukam ulicy, która bohaterstwem i męką dorobiła się miejsca w historii i dziwię się bez przerwy: historia jest, a ulicy nie ma.
Prawda, że była to ulica maleńka, ale przecież istnieją jeszcze mniejsze od niej prawda i to, że istniała ona zaledwie kilkadziesiąt lat, ale znamy młodsze, które pysznią się rytymi w kamieniu nazwami.
Szukam więc ciągle i uparcie tej uliczki. A że ziemia warszawska bogatsza w pamiątki od wszystkich siedmiu wzgórków Troi, znaleziska są wcale pokaźne. Odnalezione ślady małej uliczki pozwalają nawet odtworzyć cały zaginiony świat. Cząstkę naszego własnego życia. Tkankę naszego miasta.
Uliczka, której śladów szukam w Warszawie, nosiła nazwę MŁAWSKA. Teren poszukiwań jest mały. Znajduje się w widłach ulic Bonifraterskiej i Franciszkańskiej i zamknięty jest łukiem ulicy Sapieżyńskiej. Właśnie równolegle do Bonifraterskiej, od Franciszkańskiej, do Sapieżyńskiej, biegła uliczka Mławska. Wlot od Franciszkańskiej miała pomiędzy domami o numerach 10 i 12. Po stronach wylotowych od ulicy Sapieżyńskiej stały domy nr 7 i nr 9. Pole widzenia z tej strony zamykał biały mur ogrodu szpitala św. Jana Bożego.
Te oznaczenia w małej jednak części są przydatne dla oznaczenia dokładnego położenia ulicy Mławskiej. Inne dziś stoją dokoła domy. Inaczej wyglądają dziedzińce. Na swoim miejscu w tej części Warszawy pozostały tylko trzy obiekty: kościół św. Jana Bożego, kościół Franciszkanów i kamienica czynszowa przy ul. Franciszkańskiej 6a.
Na szczęście pozostała historia, zapisana w ocalałych księgach hipotecznych oraz w pamięci ludzkiej.
Czytajcie wraz ze mną. Oto, czego się dowiedziałem, „Taryfa miasta Warszawy do składki na koszary w roku 1784 ułożona” utrwaliła, że na obszarze, zamkniętym biegiem ulicy Bonifraterskiej, Franciszkańskiej i Czarnej, (nazwę Sapieżyńskiej otrzyma ona dopiero w 1879 roku) znajdowało się pięć posesji hipotecznych: nr 1809 (od rogu Czarnej wzdłuż Franciszkańskiej w kierunku Bonifraterskiej) nr 1810/11 ( na narożnikach Franciszkańskiej i Bonifraterskiej) oraz nr. 2176, 2177 i 2178 (wzdłuż ulicy Sapieżyńskiej).
Narożnik Franciszkańskiej i Czarnej był własnością Małachowskich, którzy mieli tu pałac drewniany. Na rogu Franciszkańskiej i Bonifraterskiej mieszkali: S. Kowalski i S. Wagner.Przy ul. Czarnej stały w ogrodach dworki S. Philipaua, Matuszewicza i Wodzińskich.
W czasie Powstania Kościuszkowskiego, w roku 1794, cały ten obszar został jednak doszczętnie zniszczony. Dworki szlachty i mieszczan poszły z dymem. Taryfa z roku 1817 pokazuje nam jednak, że wiele z nich zostało odbudowanych, choć przez innych już właścicieli.
Posesja nr 1809 Na rogu Franciszkańskiej i Czarnej zostaje podzielona na dwie części, a ich właściciele (Mali i Adamski) nie budują już dworków. Taryfa z roku 1817 oznacza budynki tam stojące (obecnie posesje Franciszkańska nr 6 i nr 6a) jako kamienice. Wiejski charakter zachowuje wprawdzie jeszcze narożnik Franciszkańskiej i Bonifraterskiej (dworki Kałużyńskiego i Tryzubowicza), ale powiew nowego wieku wdziera się na ulicę Czarną, gdzie Wierciochowski nowy właściciel posesji hip. nr 2177, wystawia już kamienicę. Właściciele sąsiednich działek
(Modzelewski na narożniku Bonifraterskiej) i Ogrodziński (na łuku Czarnej) hołdują jeszcze modzie dworków. Albo nie mają pieniędzy na budowę kamienic.
Strumień pieniądza popłynie jednak w stronę ulicy Franciszkańskiej i okolic już niezadługo. Ożywienie gospodarcze w okresie Królestwa Kongresowego (1815—1830) podniesie wartość gruntów budowlanych w Warszawie także w tej dzielnicy, zwłaszcza po uporządkowaniu Muranowa i ukształtowaniu ośrodka handlowego przy placu Muranowskim.
Od roku 1820 zmieniać się będzie szybko zarówno oblicze architektoniczne tego fragmentu Warszawy, jak i jego gospodarczy charakter. Drewniane dworki ustąpią miejsca kamienicom. Podmiejska wilegiatura przemiesza się z handlem i rzemiosłem, będąc zresztą szybko przez nie wyparta całkowicie.
Ziemia przy Franciszkańskiej, Bonifraterskiej i Czarnej będzie coraz droższa. Pojawią się nowe nazwiska właścicieli.
Najmniejszego śladu ulicy Mławskiej jednak wówczas jeszcze nie spotykamy. Wszelkie zmiany przywiązane są do działek, położonych przy ulicach Franciszkańskiej, Bonifraterskiej i Czarnej.
Zmiany własnościowe na tym obszarze śledzić możemy bardzo dokładnie od roku 1820. Zachowały się bowiem od tego czasu księgi hipoteczne dla wszystkich pięciu interesujących nas posesji. Z ksiąg tych wyłaniają się nam jednak nie tylko ludzie, którzy, te place i domy kupowali bądź sprzedawali. Transakcje ujawniają stale rosnącą wartość gruntów i domów w Warszawie. Odsłaniają także mechanizm rynku kredytowego- Pożyczki i zastawy. Legaty i zamiany. Zabezpieczenia i procenty. Kto umie czytać znajdzie ślady konfliktów rodzinnych, zaciętych rywalizacji konkurentów handlowych, a niekiedy także i polityki.
Z analizy dokumentów i pomiarów terenu wynika, że poszukiwana przez nas ulica Mławska zyskuje swoje miejsce na. powierzchni północnej dzielnicy Warszawy kosztem wydzielenia z działek hipotecznych nr. . 1809 A i B oraz 2177 (pierwsze od strony ulicy Franciszkańskiej, druga od strony ulicy Czarnej-Sapieżyńskiej).
Zapisy w księgach hipotecznych oznaczonych numerami 1809 A,B,C,D kończą się, a w żadnej z nich nie wymieniono ani razu nazwy ulicy Mławskiej.
A przecież ulica ta jeszcze przed I wojną światową powstać musiała.
Kiedy? W jaki sposób?
Zagadkę wyjaśnia nam częściowo kartografia. Dla jej zbadania najwłaściwsze wydaje się być przestudiowanie planów Lindleya.
Na planach Lindleya z lat 1888 —1896 ulica Mławska nie występuje.
Nie ma ulicy Mławskiej także na planie Lindleya z roku 1900.
Ulicy o takiej nazwie lub takim przebiegu nie zna litograficzny plan Kasprzykiewicza z roku 1906.
Nie rysuje jej Lindley na kolejnym swoim planie w lutym roku 1911.
Na mojej ulicy Mławskiej domów było niewiele, chyba siedem, nie więcej. Po stronie nieparzystej stało ich zaledwie cztery, a numeracja rozpoczynała się od numeru l, stojącego w głębi ulicy, ponieważ na narożniku rozpościerała się wielka kamienica Franciszkańska 12, zajmująca również spory kawał Mławskiej. Masywne kamienice Landauów, oznaczone numerami 3 i 5, były bliźniaczo do siebie podobne. Tak od frontu, jak od podwórek. Na
posesji nr 7, przy zbiegu z Sapieżyńską, znajdowało się kilka warsztatów, także w drewnianych klitkach. Strona parzysta była zabudowana domami niskimi, jednopiętrowymi. Wszystkie przypominały dworskie czworaki. Taki też nieokazały dom dochodził do rogu Franciszkańskiej, sąsiadując z pyszną kamienicą pod numerem, 10. Tandetne domy Mławska 2, 4 i 6 zamieszkiwała biedota. Ostatni dom na tej ulicy, Mławska 8, przylegający do posesji Sapieżyńska 9/11, należał do Ubezpieczalni Społecznej, która umieściła tu składnicę Sekcji Technicznej. Dla użytku historyków medycyny warto zaznaczyć, że w Obwodzie Kasy Chorych przy ul. Mławskiej 8 rozpoczynał staż lekarski Rajmund Barański, jeden z najwybitniejszych później pediatrów w Warszawie, a w Polsce Ludowej profesor Akademii Medycznej i Minister Zdrowia.
Jakie było oblicze ulicy Mławskiej w Polsce międzywojennej, w latach 1918—1939.
Takie samo, jak i całej dzielnicy północnej, a zwłaszcza najbliższej ulicy Franciszkańskiej.
Dominował handel: hurtowy, półhurtowy i detaliczny, uprawiany tak w sklepach, jak i w mieszkaniach, z których większość była jednocześnie warsztatami chałupniczymi. Specjalnością tego odcinka Franciszkańskiej były tzw. towary norymberskie, czyli to, co dziś nazywane jest — ponoć także po polsku — pasmanterią: nici, tasiemki, guziki, haftki, igły, agrafki, szpilki, spinki i przybory krawieckie. Znane były również w całej Warszawie z dobrego towaru i dobrej roboty parasole z Franciszkańskiej.
Potentatami na Franciszkańskiej byli jednak garbarze i futrzarze, którzy ulokowali się bliżej Nalewek, w sąsiedztwie ulicy Pokornej, będącej centrum handlu skórami. Na tym samym odcinku — pomiędzy Bonifraterską i Nalewkami " — miały również siedziby liczne przedsiębiorstwa spedycyjne.
Wrzesień 1939 roku dzielnicy Staro- i Nowomiejskiej dał się dotkliwie we znaki. Wiele domów zostało zburzonych bombami lotniczymi. Wiele spłonęło. Między innymi zniszczone zostały pożarami domy przy ul. Franciszkańskiej 24, 26, 28, 29 i 31. Od bomb lotniczych zburzone zostały i spalone także: hale przy ulicy Świętojerskiej, szpital przy
ul. Zakroczymskiej, fabryki i domy przy ul. Muranowskiej oraz Miłej.
ul. Zakroczymskiej, fabryki i domy przy ul. Muranowskiej oraz Miłej.
Na samej ulicy Mławskiej szkody nie były duże, mimo że niemieckie lotnictwo i artyleria starały się zniszczyć Cytadelę, Dworzec Gdański i tereny do nich przyległe.
2 października 1940 roku gubernator Dystryktu warszawskiego Fischer podpisał zarządzenie o utworzeniu getta dla ludności żydowskiej w Warszawie. Historyk żydowski dr Emanuel Ringelblum zapisał tego dnia w swoim notatniku: „Dziś był straszny dzień". Megafon zapowiedział podział miasta na trzy części: niemiecką, polską i żydowską. Do końca października wszyscy, z wyjątkiem Niemców, mają przeprowadzić się bez mebli".
Do końca listopada trwały przesiedlenia. Polacy opuszczali swe mieszkania, położone przy ulicach, które znaleźć się miały w dzielnicy żydowskiej. Żydzi, z wyjątkiem tych, którzy zdecydowali się ukrywać u polskich przyjaciół, przenosili się na wyznaczony obszar, określony przebiegiem ulic: Wielka — Bagno — pl. Grzybowski — Rynkowa — Zimna — Elektoralna — plac Bankowy — Rymarska — Tłomackie — Przejazd — Ogród Krasińskich — Freta — Sapieżyńska — Konwiktorska — Stawki — Okopowa — Towarowa — Srebrna — Złota. Wkrótce potem wzdłuż tych ulic wyrósł wysoki mur. Jego długość wynosiła 16 km.
W getcie znalazła się także ulica Mławska. Pozostawała w nim do końca 1941 roku, kiedy to hitlerowski komisarz dla dzielnicy żydowskiej, Auerswald, pragnąc uniemożliwić kontakty Polaków i Żydów przez ulice tranzytowe oraz styki domów, zarządził zmniejszenie obszaru getta. Nową granicę getta wyznaczały ulice: Okopowa — Chłodna — Elektoralna — pl. Bankowy — Rymarska — Leszno — Przejazd — Nowolipki — Ogród Krasińskich — pl. Krasińskich — Bonifraterską — Żoliborska — Stawki — Dzika — Okopowa. Na początku roku 1942 ulica Mławska znalazła się więc na skraju dzielnicy żydowskiej, kilkadziesiąt metrów od muru przy ul. Bonifraterskiej.
W lutym 1942 roku w domach przy ul. Mławskiej, Franciszkańskiej, Nowiniarskiej, Koźlej i Sapieżyńskiej pojawili się nowi lokatorzy. Byli nimi Polacy, wyrzucani ze swych mieszkań w Warszawie przez Niemców oraz wysiedleńcy z ziem polskich, włączonych do III Rzeszy.
Liczni Polacy udzielali jednak schronienia Żydom. I tak 3-osobowa rodzina żydowska ukrywała się przy ul. Mławskiej 3, w mieszkaniu Wandy Rudke, wdowy po pułkowniku.
W. P. szefie służby zdrowia DOK w Toruniu. Żydzi ukrywali się także na terenie tzw. „krowiarni" przy ul. Mławskiej 4. Podkreślić również należy, że w jednym z mieszkań przy ul. Mławskiej 5 miała siedzibę tajna Rada Pomocy Żydom „Żegota".
W. P. szefie służby zdrowia DOK w Toruniu. Żydzi ukrywali się także na terenie tzw. „krowiarni" przy ul. Mławskiej 4. Podkreślić również należy, że w jednym z mieszkań przy ul. Mławskiej 5 miała siedzibę tajna Rada Pomocy Żydom „Żegota".
Cóż się działo na ulicy Mławskiej od lutego 1942 roku do l sierpnia 1944 roku?
Uliczka, podobnie jak cała dzielnica, straciła oblicze handlowe. Przypominała stylem życia mieszkańców raczej Żoliborz. Mieszkańcy każdego dnia rano jeździli do pracy — „do miasta". Wracali przed godziną policyjną do mieszkań, jak do hotelu. Ale to był tylko jeden nurt życia — zewnętrzny.
Przy ul. Mławskiej 5 miała jedną ze swoich konspiracyjnych siedzib tajna Rada Pomocy Żydom „Żegota". W tym samym domu mieściło się także tajne biuro Komórki Więziennej Delegatury Rządu. W domu przy ul. Mławskiej 2, w dawnym warsztacie i sklepie, usytuowała się wytwórnia gaśnic pianowych, która zajmowała się jednak przede wszystkim produkcją miotaczy płomieni dla Armii Krajowej (kierownik produkcji ppłk Kraczkiewłcz „Bey"). Uboczną produkcją tej tajnej fabryki uzbrojenia były hełmy żołnierskie, tłoczone z blachy, przeznaczonej na gaśnice. W magazynach „krowiarni” znajdowały się nie tylko zapasy słomy i siana dla krów. Okazało się to w dniu wybuchu powstania, kiedy to z oddzielnych skrytek w „krowiarni" wydobywali broń zarówno żołnierze AK, jak i AL.
Przy ul. Mławskiej 3 w lokalu nr 2 na I piętrze wysiedleniec z Leszna Wielkopolskiego, prof. Roman Dobrzycki, prowadził tajne komplety maturalne. W tym samym lokalu — w godzinach popołudniowych — odbywały się posiedzenia naukowe członków Towarzystwa Naukowego Młodych Prawników i Ekonomistów, które tam ukryło swoją bibliotekę wiedzy politycznej, złożoną z kilku tysięcy tomów. Na tym samym piętrze, w lokalu nr l, mieszkał płk Tadeusz Sauke-Nowak, były wojewoda łódzki, który prowadził także swoją działalność polityczną. Na piętrze II mieszkanie nr 5 przypadło Marii z Wołkowyskich Baryczynie-Wakarowej, wieloletniej działaczce rewolucyjnej ł aktywnemu członkowi PPR. Jej syn, Janusz, był oficerem Wydziału Łączności Komendy Głównej AK. Nad nią mieszkała rodzina Dobiszewskich, której młodzi synowie byli żołnierzami Dywersji Armii Krajowej (jeden wchodził bodaj w skład oddziału por. Kosy z „Kolegium A". Autor tego szkicu spotkał się z nim 3 sierpnia 1944 roku w siedzibie „Montera" przy ul. Kredytowej, zabierając wraz z pocztą na Stare Miasto list od niego do matki, ukrywającej się do dnia wybuchu powstania przy ul. Ciepłej w mieszkaniu prof. Bissagi z Technikum Kolejowego przy ul. Chmielnej). Co się działo w innych mieszkaniach — trudno jest dziś ustalić. W każdym bądź razie dozorca domu, Baran, człowiek dzielny i patriota prawy, wielu lokatorom musiał ciągle udzielać rad, jak mają wprowadzać do mieszkań „tylu młodych ludzi" — „bez zwracania niczyjej uwagi".
Do czasu wybuchu Powstania Warszawskiego cichy nurt życia na uliczce Mławskiej przerwany został brutalnie rzeczywistością okupacyjną zaledwie kilka razy. Pewnej nocy w roku 1943 gestapo i wozy „Uberfallkommandp" otoczyły ulicę. Gestapowcy i żandarmi wdarli się do domu przy ul. Mławskiej 3, aby aresztować rodzinę Dobiszewskłch. Dozorca otwierał bramę jednak tak długo, że hitlerowcy zastali mieszkanie puste. W tym samym roku 1943 wybuchło powstanie w getcie warszawskim. Na rogu Mławskiej i Franciszkańskiej — opodal Nowiniarskiej — hitlerowcy ustawili działko przeciwpancerne i ciężki karabin maszynowy, prowadząc z nich ogień w strzelnice bloku „szczotkarzy" na rogu Bonifraterskiej i Franciszkańskiej. Gniazdo to zostało zniszczone granatami przez „specgrupę" GL Franciszka Bartoszka „Jacka" i Niuty Tajtelbaum. W kilka dni później rozległy się wybuchy granatów i strzały pistoletowe raz jeszcze na ulicy Mławskiej. Ulicą tą wycofywała się grupa bojowa AK kpt. Józefa Pszennego („Chwackiego") po dokonaniu zbrojnej akcji solidarności pod murami walczącego getta. W piwnicy domu przy ul. Mławskiej 3 znalazł czasowe schronienie wówczas jeden z rannych żołnierzy AK („Jasny"), wyniesiony z akcji w bezpieczne miejsce przez Zbigniewa Pszennego.
Wśród bohaterów walczącego getta warszawskiego spotykamy także nazwiska, które kojarzą nam się z mieszkańcami ulicy Mławskiej. Należą do nich Jurek („Arie") Wilner i jedna z najodważniejszych dziewcząt żydowskich — Emilia Landauówna, która wykonywała wyroki śmierci na agentach gestapo oraz Mariusz Lewit (polegli na Niskiej) rodzeństwo Rozenfeld (zginęli w bunkrze przy Lesznie 74): bracie Chawka i Wawek Folman.
O godz. 17 dnia l VII 1944 roku sztandar biało-czerwony rozwinięty został również na rogi ulicy Mławskiej i Franciszkańskiej, gdzie zbudowano potężni barykadę. Pierwszą ze wszystkich, które broniły dostępu d Starego Miasta.
Mieszkańcy ulicy Mławskiej. a także ich sąsiedzi z Franciszkańskiej, Nowiniarskiej, Bonifraterskiej, Sapieżyńskiej, Konwiktorskiej i Zakroczymskiej zostali wprowadzeni w atmosferę pierwszego dnia Powstania Warszawskiego jeszcze przed ogłoszeniem godziny „W". Przyczyną tego były wydarzenia na Żoliborzu, gdzie już o godz. 13.50 drużyna kpr. poch. „Świdy” (Zdzisława Sierpińskiego) starła się z patrolem lotników niemieckich na ul. Słowackiego, powodując jednak w następstwie wielką obławę policyjną oraz zaskoczenie" przez Niemców żołnierzy ÓW PPS z oddziału im. Jarosława Dąbrowskiego, pobierających broń przy ul. Suzina. To drugie starcie powstańców z Niemcami, będące — jak to już jest przyjęte — pierwszym bojem Powstania Warszawskiego, odbyło się o godz. 15.30. Było ono tragiczne nie tylko dla żołnierzy ÓW PPS, którzy stracili dwa plutony SOB (219 i 220) wraz z dowódcą SOB ppor. Włodzimierzem Kaczanowskim. Utrudniło ono także mobilizację innych oddziałów Armii Krajowej. Odcięło również od domów wiele osób cywilnych. Niemcy obsadzili bowiem posterunkami wiadukt żoliborski i całą linię kolejową, uniemożliwiając ludności polskiej przechodzenie zarówno z Żoliborza do Śródmieścia, jak i w kierunku odwrotnym. Strzelali do każdego, kto .zbliżał się do wiaduktu, choćby nawet był bez broni i szedł w kierunku Niemców z rękami podniesionymi do góry. Również do kobiet.
Sceny takie obserwowali mieszkańcy Mławskiej i ulic sąsiednich z Konwiktorskiej i Muranowskłej, gdzie gromadziło się z każdą chwilą coraz więcej mieszkańców Żoliborza, Marymontu i Bielan, nie mających już możności przedostania się do swoich domów i rodzin.
O godzinie 17.00 zawyły syreny fabryczne. W jednej chwili na wielu .domach, między innymi na narożniku Franciszkańskiej ł Mławskiej, załopotały biało-czerwone sztandary. Wielu ludzi, widząc je po raz pierwszy od 5 lat dumnie rozpostarte, nie umiało powstrzymać łez w oczach. Nie pojawiali się żołnierze. Nie było śladu po jakichkolwiek dowódcach. Budowę barykady na rogu Franciszkańskiej i Nowiniarskiej, nieco powyżej wylotu Mławskiej, rozpoczęto bez rozkazu. Na początek ludzie rzucali na kupę wszystko, co było pod ręką: stare meble, żelastwo, cegły, drzewo i deski. Już zmierzch zapadał, gdy znalazł się wśród cywilów specjalista, który miał doświadczenie z barykadami z września 1939 roku. Stos rupieci usunięto. Zdjęto kilkanaście metrów nawierzchni z kostki bazaltowej. Wykopano „wilczy dół", jako pułapkę dla czołgów. Za dołem ułożono pryzmę z granitowych kostek, obsypując ją grubo ziemią. Tę barykadę, pierwszą na Starym Mieście, podziwiali wszyscy. Jeszcze tego samego wieczoru rozpoczęto budować takie same: na Sapieżyńskiej przy Bonifraterskiej, na Zakroczymskiej przy Franciszkańskiej i Kościelnej, na placu Krasińskich przy Miodowej. Za osłoną tych barykad ludność czuła się zupełnie bezpieczna, zwłaszcza że Niemcy w tym pierwszym dniu jakby się pod ziemię zapadli.
Kiedy zapadła noc ktoś w dobrej zapewne wierze wywołał zamieszanie. Zawołał: „Układajcie stosy z drzewa! O północy przyleci desant z Anglii! Trzeba dawać im znaki!".
Szło to hasło z ust do ust, z bramy do bramy, z ulicy na ulicę. Już kilkanaście minut później na jezdniach ł na podwórkach Starego i Nowego Miasta piętrzyły się stosy drzewa i mebli. Nikt nie kładł się spać tej nocy.
Wszyscy czekali... Przed północą zaczął padać deszcz. Ogniska i tak by nie chciały zapłonąć. Optymiści przekonywali pesymistów, że desant został odłożony tylko z powodu deszczu. Do jutra. Nieprzespana noc nie poszła jednak na marne. W ciągu tej pierwszej nocy we wszystkich domach zostały zorganizowane służby wartownicze, porządkowe, sanitarne i przeciwpożarowe. Uporządkowano schrony i strychy. Przystąpiono do przebijania przejść awaryjnych przez piwnice.
Żołnierzy powstańczych na Mławskiej i w najbliższym sąsiedztwie tak w pierwszym, jak w drugim dniu Powstania nie było jeszcze widać. Oddziały I Rejonu AK (mjr Stanisław Błaszczak „Róg") koncentrowały się na Długiej, na pl. Krasińskich i na Freta. Niektóre z nich pobierały wprawdzie broń na Mławskiej (konspiracyjny magazyn w „krowiarni"), ale odeszły w pobliże Zakroczymskiej, przygotowując się do szturmu na Państwową Wytwórnię Papierów Wartościowych. Cały rozległy teren pomiędzy pl. Krasińskich, murem getta, stadionem „Polonii", Sapieżyńską i Franciszkańską był obsadzony placówkami powstańczymi bardzo skromnie. Zresztą nawet posterunki na barykadach przy Mławskiej i Sapieżyńskiej nie miały broni długiej, a pistolet przypadał jeden na barykadę. Zdarzało się też po kilka razy na dzień, że gdy czołg niemiecki podchodził od Dworca Gdańskiego do barykady przy Mławskiej, trzeba było gnać przez podwórza łącznika na Zakroczymską, aby pożyczyła na chwilę karabin z amunicją. Gdy czołg zawracał i niepokoił obrońców barykady przy Zakroczymskiej, karabin trzeba było szybko oddawać z powrotem.
Do dnia 5 sierpnia żyło się na Mławskiej i Franciszkańskiej jak na głębokich tyłach. Wiadomości o zdobyciu PWPW, walkach w remizie tramwajowej i na Stawkach komentowało się, jak przeczytane w gazecie. Samej wojny na ulicy nie było jeszcze widać, zwłaszcza że nawet ranni z walczących w ruinach getta oddziałów „Radosława" znajdowali dość miejsca w szpitalu Jana Bożego. Bezpośrednia groza pojawiła się na Mławskiej dopiero 5 sierpnia. Jej zwiastunami byli uciekinierzy z Woli, którzy przynieśli wstrząsające relacje o okrucieństwach hitlerowskich ł bezlitosnej rzezi mężczyzn, kobiet i dzieci. Można było wyczuć i z innych oznak, że front zbliża się do cichej i ustronnej dotąd uliczki. W domach przy ul. Franciszkańskiej 12, Mławskiej 3 i Mławskiej 5 pojawili się żołnierze w „panterkach" z biało-czerwonymi o-paskami na rękawach. Najpierw były to służby wartownicze (niezapomniany sierżant „Andrzej", skoszony na Mławskiej przez hitlerowskiego lotnika), kwatermistrzowskie i intendenckie. Zajęły one wielkie pomieszczenia składowe firmy Chodorowski przy ul. Mławskiej 3, magazynując w nich zapasy cukru, konserw, żywności, bielizny, koców ł „panterek", ewakuowane ze zdobytych przez powstańców magazynów na Stawkach. Tego samego dnia, 5 sierpnia, mieszkańcy domów przy ul. Mławskiej 3 i Mławskiej 5 organizują gościnne przyjęcie dla 350 Żydów węgierskich uwolnionych przez żołnierzy b. „Zośka" z więzienia na Gęsiówce. Wszyscy uwolnieni Żydzi zostali obdarowani ubraniami cywilnymi i bielizną. Kilka kobiet (m. in. Małgorzata Dobrzycka, Maria Wakarowa i Maria Kurowa) zajęły się organizacją zbiorowej kuchni dla całej grupy żydowskiej, gromadząc z miejsca znaczną ilość żywności z indywidualnych darów mieszkańców wszystkich domów.
Podkreślić trzeba, że wszyscy uwolnieni Żydzi zgłosili się ochotniczo do pomocniczych służb powstańczych. Znajdujący się wśród nich lekarze nieśli bezcenna pomoc i ratunek tak rannym powstańcom, jak i ludności cywilnej. Inni byli nie mniej użyteczni w kolumnach transportowych, pomagając z narażeniem życia ewakuować rannych z płonących lub objętych walką szpitali (Jan Boży!), gasząc pożary i wydobywając zasypanych spod gruzów.
W tym okresie pomiędzy 5 a 11 sierpnia Mławska była już obozem wojennym, którego życie odmierzane było alarmami lotniczymi, niszczycielskimi wybuchami pocisków rakietowych („krowy") i stałymi pożarami.
11 sierpnia na bramach kilku domów przy ul. Mławskiej pojawiły się napisy kredą: „Czata 49", „Leśnik", „Witold", „Jan". Ulica Mławska stała się odwodem zgrupowania „Radosław", które po ciężkich walkach o Stawki i Muranów utrwaliło front powstańczy od strony ruin getta na linii wagoników kolejowych przy ul. Bonifraterskiej. W domu przy ul. Mławskiej 3 zajął kwaterę ppłk „Leśnik", ciężko ranny w nogę w czasie walk o remizę tramwajową na Muranowie. W tym samym domu rozgościły się, wcielone do „Czaty 49", resztki bitnej ł jakże bohaterskiej „Miotły" i „Pięści". W fabrycznej piwnicy, gdzie właściciel produkował tak watę, jak i bimber, przypadło miejsce „Mieczykom" i „Motylom". W jednej z oficyn rozlokowano dwa plutony miotaczy płomieni, dowodzone przez sierżantów „Polaka" i „Sława". W obszernym schronie urządzono punkt opatrunkowy i salę dla lżej rannych. Dom sąsiedni z prawej strony Mławska 5 stał się siedzibą dowództwa pułku „Broda 53" i on miał zaszczyt gościć przez prawie 3 tygodnie jednego z największych bohaterów konspiracji i powstania .mjr „Jana" (Jan Kajus Andrzejewski). W domu z lewej strony Franciszkańska 12 znajdował się odwód baonu „Zośka": kompanie „Rudy" i „Maciek”. W tym domu miał kwaterę „Morro" (Andrzej Romocki). Ponadto na Mławskiej, trudno już ustalić dokładnie, w którym domu, miała także odwód 2 kompania „Parasola".
W dniach 18-20 sierpnia na ulicy Mławskiej znalazły się najbardziej doborowe, najbardziej bitne i najbardziej już skrwawione oddziały powstańcze. Trzymały one reduty w szpitalu Jana Bożego, w warsztatach „Fiata" i w Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Broniły nieprzyjacielowi twardo przejścia przez ulicę Bonifraterską. Z odwodów na Mławskiej „Czata 49" i „Zośka" próbowały desperackiego ataku na Dworzec Gdański i niemiecką pancerkę. Bezpośrednio z Mławskiej te same oddziały kontratakowały szpital Jana Bożego, zdobyty przez Niemców 26 sierpnia. Stąd rzucane były posiłki do PWPW, do „Fiata" i na wszystkie zagrożone odcinki walk. Przewaga hitlerowska była jednak coraz większa, a oddziały powstańcze wykrwawiały się w zastraszająco szybkim tempie. Jedna z wielkich tragedii stała się ich udziałem właśnie na ulicy Mławskiej.
28 sierpnia hitlerowskie „Stukasy" obrzuciły ciężkimi bombami domy przy ul. Mławskiej 3, Mławskiej 5 i Franciszkańskiej 12. Przy Mławskiej 5 odbywała się właśnie w tym czasie odprawa dowództwa odcinka, w której uczestniczyli: płk „Radosław", ppłk „Leśnik", mjr „Witold" i kpt. „Jan". W pozostałych domach kwaterujące plutony odwodowe znajdowały się w aktualnych stanach. Skutki nalotu były straszne. Oficyny poprzeczne domów Mławska 3 i Mławska 5 zwalone zostały do piwnic, grzebiąc pod gruzami cały pluton „Mieczyków" i część „Motyli" oraz wiele osób spośród ludności cywilnej (mieszkańców i uchodźców). Ocaleli tylko ci, którzy w chwili nalotu znajdowali się w schronach części frontowej budynków oraz w schronach oficyn bocznych. Oba domy ogarnięte zostały jednak pożarem, którego grozę powiększyła eksplozja zbiorników do miotaczy płomieni oraz eksplozja granatów i amunicji w schronie zasypanym i płonącym wraz z „Mieczykami". Nie mniej straszne były skutki nalotu w domu przy ul. Franciszkańskiej 12. Bomba rozdarła cały budynek, grzebiąc pod jego gruzami 20 żołnierzy z plutonów „Sad" i „Alek" baonu „Zośka". Nie było w ludzkiej mocy odgrzebać choć jednego.
Tej samej nocy zdziesiątkowane oddziały powstańcze stanęły do walki na nowo. Obszar obrony rozciągał się na gruzach Bonifraterskiej, Sapieżyńskiej, Mławskiej. Pozycje te trzymane były przez „Czatę". „Parasola" i kompanię „Rudy".
Odwody przeszły jednak już dalej, w głąb „pierścionka" staromiejskiego: w rejon Podwala, Długiej i pl. Krasińskich.
Niemcy siedzieli w tym czasie 29 sierpnia na płocie szpitala Jana Bożego przy ul. Sapieżyńskiej, trzymając pod ostrzałem kaemów całą uliczkę Mławska. Aby ewakuować ludność cywilną z kwartału Franciszkańska - Bonifraterska - Sapieżyńska - Mławska trzeba było pod ogniem niemieckim kopać rów łącznikowy przez ul. Mławska. Udało się nim wyprowadzić wszystkich bez większych strat. Razem z uchodźcami z Woli. Razem z umysłowo chorymi ze szpitala Jana Bożego, którzy po ewakuacji szpitala rozmieszczeni zostali w schronach domów przy ul. Mławskiej 3 i 5, wyszło wówczas z płonących już domów około 2 tysiące ludzi. Koczowali w ruinach przy ul. Świętojerskiej do ostatniego dnia trwania powstania na Starym Mieście.
W nocy z 31 sierpnia na l września odeszły ze Starego Miasta do Śródmieścia kanałami ostatnie zdolne do dalszej walki jednostki powstańcze.
l września lotnicy hitlerowscy od wczesnego ranka jak przez cały miniony miesiąc obrzucali co godzina bombami Stare Miasto. Posuwające się dołem, po gruzach i wśród ruin, jednostki piechoty niemieckiej dawały im raz po raz znaki rakietami. Około 8 rano Niemcy obsadzili Mławska i Franciszkańską, ustawiając ciężkie karabiny maszynowe w przesmykach pomiędzy gruzami. Po dokonaniu tych zabezpieczeń poczęli przepuszczać ludność cywilną. Nikomu nie pozwolili wracać do opuszczonego domu. Wszystkich gromadzono w parku Traugutta, obok szkoły, a następnie po rewizji formowano w kolumny i pod konwojem pędzono w kierunku Woli. Ci, którzy mieli więcej szczęścia, mieli na swojej drodze etapy: kościół św. Stanisława na Woli, Dworzec Zachodni i obóz w Pruszkowie. Wielu, bardzo wielu, zostało zamordowanych wcześniej. Bądź za szkołą w parku Traugutta (tam zastrzelono uchodźcę z Woli, Martynowicza, przy którym znaleziono tabliczkę niemieckiej czekolady); bądź na terenie Miejskich Zakładów Opałowych przy ul. Okopowej 59 (relację o masowych egzekucjach w tym miejscu złożył po wojnie naoczny świadek, żołnierz wermachtu, Willi Fiedler); bądź przy pl. Krasińskich (tam rozstrzelano m. in. 2 września wszystkich Żydów węgierskich, którzy nie usłuchali namów ł przestróg polskich współtowarzyszy powstańczej walki i niedoli i zameldowali się sami SS-manom, że zostali z Gęsiówki uprowadzeni przez powstańców wbrew własnej woli.)
Po wyzwoleniu Warszawy trudno było dostać się na ul. Mławska. W .krótkim czasie, choć nikt na niej nie mieszkał, wydeptana została jednak dość szeroka ścieżka przez gruzy, prowadząca w tamtą stronę. Na gruzach Mławskiej 3 ktoś postawił wielki krzyż z napisem, iż pogrzebani tu są żołnierze z plutonu „Mieczyków". Na dziedzińcu „krowiarni" oznaczano ślady mogił powstańczych. Pod kamiennym całunem nie można było dojrzeć cmentarzyka powstańczego przy ul. Franciszkańskiej 12, gdzie koledzy grzebali poległych z „Zośki". Mijały lata. Znikały ślady i szczerby wojenne z ulic Warszawy. Pewnego dnia zginęły gruzy także z ulicy Mławskiej. Na obszarze pomiędzy ulicami Franciszkańską, Bonifraterską i Sapieżyńska rozplanowano nowe, ładne osiedle, dla którego ZOR nie żałował drzew, krzewów i trawników. W nowym osiedlu zamieszkali nowi ludzie. Mało który z nich zauważył nawet, że brak tu jest czegoś. Choćby tabliczki, przypominającej nazwę ulicy Mławskiej i w skrócie to wszystko, co się na niej działo, a co jest niezapomnianą częścią bohaterskiej historii Warszawy.